impresje
impresje

Natura jest za darmo

„Od swoich
rodziców dzieci
powinny otrzymać
dwie rzeczy – korzenie i
skrzydła.”  
Johann Wolfgang Goethe

Moje dzieciństwo przypadło na lata 70. i 80. Mieszkałam w mieście, ale często jeździłam do dziadków, którzy żyli na wsi – w zasadzie to ich gajówka leżała poza wsią, w znacznej odległości od pozostałych domów i nazywana była kolonią
Do najbliższego sąsiada szło się w dół lasu, poprzez ruczaj i dróżek polnych kilka, by po jakichś 10 – 15 minutach dotrzeć do celu.

W wakacje zjeżdżało na gajówkę mnóstwo dzieciarni… Wspinaliśmy się na
drzewa, piliśmy ciepłe mleko z blaszanego wiadra, szatkowaliśmy jedzenie dla świń, palikowaliśmy krowy na pobliskich łąkach.

Czułam się tam wolna, bo nikt mi nie narzucał, jak mam spędzać czas. Jednocześnie garnęłam się do pomocy w gospodarstwie, bo to były całkiem odmienne od miejskich zajęcia. Z dziadkami i moim ojcem dużo wędrowaliśmy poznając okoliczną faunę i florę. 

Na gajówce przestawałam bać się ludzi i tego, co przyniesie kolejny dzień. Przestrzeń łąk i lasów niwelowała moje dziecięce (a może i pierwsze dorosłe) strachy. Cykliczność przyrody wyznaczała większości codziennych działań naturalne ramy.
 

W momencie naszych narodzin rodzi się również nasza droga – nie wiemy jednak, jak długo nią podążać będziemy. Tego nikt odgadnąć nie może. Jest to piękna i trwożna zarazem zagadka.

Droga ta jest drogą ku światu, ale również ku sobie samemu. A nawet: przede wszystkim ku sobie samemu.

To, co – zdaje się nam – najbliższe nam być powinno, a więc bycie sobą, wcale takim nie jest. Pokonać musimy, choćby najmniejszy, ale zawsze dystans w drodze ku sobie: jestestwo musi się odnaleźć. Wracać do siebie, w prostotę bycia tu oto, z wieloaspektowości się.

Połączyć dwa elementy tej samej struktury, gdzie jedna bez drugiej nie zdoła się zrealizować, dopełnić. Ba: nie zaistnieje.

Byt otworzy się poprzez Dasein, a Dasein rozepnie pomiędzy. Otwarcie z poziomu teraz na perspektywę później.

Projektujmy się: bezhoryzontalnie, bezczasowo, bezgranicznie…


Otwierajmy się na świat – bardziej świadomie i śmielej smakujmy go i się z nim 'próbujmy’…

Obejrzałam niedawno dokument „Kampania Wild thing”. Autor filmu, David Bond, był coraz bardziej zaniepokojony faktem, że jego dzieci spędzają czas w zamkniętych pomieszczeniach – podłączeni do iPodów niechętnie wychodzący na zewnątrz, na łono natury – nie potrafią rozpoznawać roślin, nie znają ich nazw. Naturalna w ich wieku chęć penetracji otoczenia, odczuwania przyjemności płynącej z obcowania z naturą, ale i związanych z tym zagrożeń, ustąpiła fascynacji elektroniką
i plastikowymi zabawkami. Dzieciństwo za czasów Bonda wyglądało całkiem inaczej: biegało się po łąkach, skakało po drzewach, jadło dzikie jagody zerwane w lesie… David wymyślił zatem i zrealizował kampanię na rzecz przywrócenia zainteresowania obcowania z naturą.

Otworzył przed dziećmi nieznany im dotąd świat – pozwolił im przy tym na swobodną eksplorację naturalnego otoczenia, na dokonywanie wyborów, na popełnianie błędów, na wypracowanie własnych opinii, na śmiałe ich wyrażanie.
 

Rezultaty tego doświadczenia zapewne zaskoczyły samego pomysłodawcę.